Obiecywałem sobie więcej po "Jolene". Liczyłem na porządny dramat, a dostałem opowiastkę
w stylu serialowym. Poszczególne epizody rażą schematyzmem i brakiem wyrafinowania:
faceci szleją za Jolene, potem się z nią żenią, a w końcu oszukują/biją/zawodzą. I historia sie
powtarza, za każdym razem w innym wariancie - a jest ich kilka. Jak na film w konwencji
"Opowieści wigilijnej" sceny wspomnianego bicia raziły brutalnością, Zupełnie jakby
senarzysta nie wierzył, że np. przemoc psychiczna zrobi na widzach dostateczne wrażenie. Jeśli
warto jednk ten film obejrzeć, to tylko dla Jessiki Chastain, która wyrasta na gwiazdę pierwszej
wielkości ("Służące", "Gangster", "Wróg numer jeden" - tutaj Jessica była o wiele bardziej
przekonująca jako agentka CIA niż Claire Danes w "Homelandzie"). O ile cały film udał się
średnio, to scena striptizu Jolene jest mistrzostwem świata. Tak więc - tylko dla Jessiki.