"Facet od wf-u". Dosłownie ta sama fabuła: syn nie chce żeby matka związała się z facetem, próbuje ich skłócić, ale na końcu prowokuje sytuacje w której się godzą. Nawet scena gdy matka płacze, syn myśli że facet ją rzucił a ona płącze ze szczęścia bo się zaręczyła - jest ta sama. Tylko że w "Facecie..." główny bohater jest uznanym pisarzem, a w tym - nieudacznikiem.
Też tak uważam. Faceta od w-fu oglądałam już dość dawno, a ten film dopiero pare dni temu. Fabuła bardzo podobna, chociaż facet od w-fu był o wiele lepszy ;)
Tzn. pewnie podobał mi się bardziej tylko dlatego, że ja też nie znoszę tego przedmiotu ;p
5/10